"Twoja prośba została wysłuchana" - mówi Gabriel do Zachariasza (1,13). Powinien się ucieszyć: "Nareszcie! Całe życie pragnąłem mieć syna, Elżbieta też!" A jednak nic takiego nie słyszymy, choć obietnice są niesamowite (będzie wielkim prorokiem, Duch Boga zstąpi na niego już w łonie matki itp.) Gorzej, słyszymy za to coś w rodzaju "Hę? Serio? Staruszka porodzi?" ("Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona w podeszłym wieku" [1,18]). W rezultacie Gabriel przepowiada, że Zachariasz przez swoją niewiarę będzie przez jakiś czas cierpiał na afazję (1,20). 

"Twoja prośba została wysłuchana". A jednak Zachariasz zareagował inaczej. Może kiedyś prosił, prosił gorąco, usilnie, ale - wiadomo: lata mijały (jak Abramowi/Abrahamowi i tylu innym....) a tu nic.... Więc w pewnym momencie się poddał. Przestał prosić. Być może nawet zapomniał, że kiedyś tak usilnie prosił o spełnienie swojego pragnienia. Zrezygnował, no bo ile można czekać.... Zwątpił. 

I druga scena. Tym razem Gabriel na pierwszy rzut oka podobną wieść, ale jeszcze bardziej zdumiewającą, przynosi Maryi (Mariam): porodzi Syna Boga, który będzie panował WIECZNIE (1,32-33). Maryja nie mówi jak Zachariasz: "Proszę o dowód!" Ale: "Jak to się stanie?" (1,34). Gabriel przypomina tylko, że Bóg wszystko może i - tytułem przykładu - że staruszka, krewna Elżbieta, jest już w ciąży (1,36-37). Tyle wystarczy. Maryja wierzy i nie przestaje mówić. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga